Ktoś się pewnie chciał go pozbyć i ktoś go pewnie wyrzucił - pomyślałam. I postanowiłam dać mu nowe życie.
Zabrałam do domu i otoczyłam opieką. Sukcesywnie obcinałam usychające pędy, bez grymaszenia częściej odkurzałam pokój, by pozbyć się suchych szpilek z parapetu, wersalki i fotela. Wszędzie ich było pełno. Przesadziłam do większej doniczki, zasiliłam jaskółczymi odchodami. Kiedy już kwiatek odżył, wystawiłam na balkon. Do dzisiaj cieszył moje oko, był jedyną ozdobą. Był, bo własnie dzisiaj dowiedziałam się od mojej sąsiadki, że to jej asparagus.
I pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu chwaliłam się koleżankom moją zdobyczą, z dumą opowiadałam jak udało mi się uratować kwiatka bezdusznie wyrzuconego przez kogoś.
Ja też w zimę wystawiam na klatkę schodową swój bardzo duży asparagus. Podlewam go rzadko. Raz na miesiąc starczy. Bo on o tej porze ma wstrzymaną wegetację.Jak tam nie ma słońca na tej klatce, gdzie stał asparagus który pani wzięła. Łodyżki przybierają taki kolor, jakby uschły.
OdpowiedzUsuń